Trwa ładowanie...

Błażej Kmieciak o pedofilach. "To zaburzenie w więzieniu magicznie nie znika"

 Blanka Rogowska
11.04.2023 09:14
Błażej Kmieciak o pedofilach: Ich zaburzenie w więzieniu magicznie nie znika
Błażej Kmieciak o pedofilach: Ich zaburzenie w więzieniu magicznie nie znika (East News)

14 kwietnia - po niemal trzech latach - z funkcji przewodniczącego Państwowej Komisji do spraw przeciwdziałania wykorzystywaniu seksualnemu małoletnich poniżej 15 lat, ustąpi jej pierwszy przewodniczący - prof. Błażej Kmieciak. - Ucząc dziecko, że jego ciało nie jest jego, narażamy je na niebezpieczeństwo - ostrzega.

Państwowa Komisja do spraw przeciwdziałania wykorzystywaniu seksualnemu małoletnich poniżej 15 lat została powołana przez Sejm 24 lipca 2020 r., niedługo po głośnym dokumencie Tomasza Sekielskiego "Tylko nie mów nikomu" o pedofilii w Kościele. Jej przewodniczącym został prof. Błażej Kmieciak. 27 marca br. poinformował, że rezygnuje z tej funkcji i będzie ją pełnił tylko do 14 kwietnia br.

Jako powód podał wynikającą z ustawy istotną zmianę zakresu działań przewodniczącego, któremu potrzeba będzie "doświadczenia i wiedzy w obszarze procedur sądowych", których on nie posiada. Wiele osób obawia się jednak, że został do odejścia zmuszony z powodu bezkompromisowej postawy wobec zjawiska pedofilii w Kościele. W rozmowie z WP Parenting prof. Kmieciak opowiada, czego nauczyła go praca w komisji.

Prof. Błażej Kmieciak: - Od razu uprzedzę pytanie. Nie było żadnych nacisków, żebym odszedł. Z Watykanu też nikt nie dzwonił.

Blanka Rogowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Gdy powołano pana na stanowisko przewodniczącego komisji, wielu mówiło, że to niedorzeczne, bo miał pan związki z Ordo Iuris. A dziś pana rezygnacji żałują nawet posłowie Lewicy, m.in. Joanna Scheuring-Wielgus. Opozycja nie szczędzi pochwał.

- Mam nadzieję, że są sprawy, które mogą nas łączyć. Możemy się spierać w jednych tematach, ale gdy chodzi o dobro dzieci, okazuje się, że gramy do jednej bramki. Ta praca mnie zresztą tego nauczyła. Nie jestem już taki szybki do formułowania jednoznacznych osądów.

Błażej Kmieciak
Błażej Kmieciak (East News)

Ale to jednak piękna laurka?

- Zobowiązanie. "Kto stoi, niech baczy, by nie upadł" - pisał św. Paweł. Jestem dumny z tego, że ludzie do nas przychodzą. Od listopada 2020 r. do teraz prowadziliśmy ponad 900 spraw. Po drugie jestem dumny z tego, że naprawdę nie jesteśmy komisją polityczną.

Wspominał pan, że w ostatnim czasie miał pan stany depresyjne. To przez pracę w komisji?

- Ona na pewno nie pomagała.

Co było cięższe? Historie skrzywdzonych dzieci? Czy to, co się dzieło wokół: opór instytucji, kłótnie polityków, naciski?

- To pierwsze.

Na początku chcieli naciskać, a może bardziej sugerować. Niektórym się wydawało, że jak przyjdzie - jak to mówili - "typ z Ordo Iuris", to pewnymi tematami się zajmować nie będzie, bo to nie wypada. Gdy chodzi o krzywdę dziecka, kolor guzika przy sutannie nie ma znaczenia, rodzaj wykonywanego zawodu także nie.

Uderzano też z drugiej strony. Pisali, że zrobiliśmy sobie Bizancjum. Już po kilku miesiącach pytano, kiedy wreszcie będą pierwsze wyniki działań. Tak się nie da.

Powołano komisję, a dopiero potem urząd. Musieliśmy stworzyć procedury, przepisy, formularze. Trudno, żebyśmy bez tego wszystkiego zaczęli przyjmować zgłoszenia lub wpisywać ludzi do rejestru sprawców. To jest komisja państwowa, a nie kapturowa, która ma kogoś skazać, dlatego, że media tego chcą. Historie osób skrzywdzonych mają dla nas fundamentalne znaczenie. Obowiązuje nas zasada bezstronności.

Kiedy ruszą pierwsze wpisy do rejestru sprawców?

- Myślę, że w ciągu najbliższych miesięcy.

Czy będzie się pan teraz zajmował?

- Pozostaję w komisji. Będę pracować nad postępowaniami wyjaśniającymi, które będą miały charakter quasi-sądowy. Będzie to organ pierwszej instancji, od którego decyzji będzie się można odwołać w sądzie. Chcę też głębiej zbadać temat wykorzystywania dzieci z niepełnosprawnością. Poza tym będę brał udział w przygotowaniu materiałów dla osób skrzywdzonych, dbał o reakcję odpowiednich instytucji i organizacji - w tym Kościoła katolickiego - na zjawisko pedofilii w ich obrębie oraz prewencję.

Bo poza Kościołem jest wiele innych środowisk, gdzie ten temat jest zaniedbany.

Na przykład?

- Tylko nieliczne instytucje odpowiedziały na pytania komisji. Jak wskazaliśmy w II raporcie: na pięć związków harcerskich zrobił to tylko jeden - Skauci Europy, na 25 sądów lekarskich 16, na 45 izb pielęgniarskich 37, na 26 związków i stowarzyszeń artystycznych osiem, na 68 związków sportowych tylko 24. Dla mnie to był szok. Dlaczego tak się dzieje? To, że ktoś milczy, to też jest informacja.

Izby lekarskie odpisały nam, że żadna z nich na przestrzeni ostatnich pięciu lat nie miała przypadku skazywania lekarza za przestępstwo wykorzystania seksualnego dziecka, choć z analizy spraw karnych wynika, że lekarze dopuszczali się takich czynów.

Okazało się, że w 2017 roku Ministerstwo Sportu i Turystyki zmówiło analizę dotyczącą wykorzystywania dzieci i reakcji związków sportowych. Już wtedy zwracano uwagę, że nie ma żadnych procedur zgłoszenia sprawy, nie ma działań prewencyjnych, metody opieki nad zawodnikami, którzy zostali skrzywdzeni. Pod koniec XX w. amerykańscy badacze wskazywali, że środowiska sportowe to tykająca bomba, jeśli chodzi o pole do nadużyć seksualnych.

O przestępstwie pedofilii w instytucjach mówi się dużo w przestrzeni publicznej, a tak naprawdę najwięcej spraw, które do nas trafia, to tragedie, gdzie sprawcami byli najbliżsi, często krewni, np. ojciec, kuzyn, brat. Skupiamy się na przestępcach w koloratkach - i dobrze - ale za mało mówi się o tym, co się dzieje w domu. Przez to ludzie nie mają świadomości i mogą pewnych spraw nie zauważać.

Sprawca to często osoba, którą dziecko zna od urodzenia. Dziecko kocha ją i jej ufa. Dlatego tak łatwo daje się omamić, wciągnąć w środek patologicznego sekretu, by to słynne "tylko nie mów nikomu" zadziałało. Nie chce krzywdy dla swojego oprawcy, bo darzy je uczuciem.

Może - wbrew temu, co mówią niektórzy politycy - powszechna edukacja seksualna to jednak dobry pomysł?

- Jestem za. Trzeba z dziećmi rozmawiać o seksualności, także po to, by rozumiały, co się z nimi dzieje i umiały rozpoznać i reagować na niebezpieczną sytuację. Nie jestem natomiast za tym, by takie zajęcia prowadziły osoby, które tych dzieci nie znają, widzą je pierwszy raz na oczy, nie wiedzą, jaką mają wrażliwość, doświadczenie, traumy.

Edukacja seksualna jest potrzebna także rodzicom. Dwa lata temu w Polsce wydana została książka "Rozmowy z pedofilem" Amy Zabin. To autentyczny zapis zwierzeń amerykańskiego więźnia pedofila, który ma na koncie kilkadziesiąt ofiar. Mówi wprost, że nigdy nie skrzywdził dziecka, które było w bliskiej relacji z rodzicami. Z analiz Państwowej Komisji ds. Pedofilii dotyczących spraw karnych z lat 2017-2020 wynika, że większość przypadków zgłaszają sami poszkodowani, co mogłoby sugerować, że nikt dorosły sytuacji nie dostrzegał. To sygnał alarmowy. Choć przyznam, że w naszych zgłoszeniach głos rodziców jest bardzo wyraźny.

Rodzice też potrzebują wsparcia terapeuty. Ich cierpienia obrazuje choćby głośna ostatnio sprawa zmarłego 16-letniego Mikołaja ze Szczecina. Dziecko nie żyje, a jego mama dostaje wiadomości od hejterów, którzy zarzucają jej bezczynność. Sprawca wysoko funkcjonujący potrafi genialnie gubić ślady, oszukać rzeczywistość. Poza tym przypomnijmy, że - jak wskazywano w mediach - to właśnie ona finalnie poszła na policję, gdy tylko uświadomiła sobie, co się dzieje.

Ludziom trudno uwierzyć, że ich ojciec czy mąż mógłby zrobić coś tak potwornego dziecku. Znam przypadki, gdy rodzina praktycznie z dnia na dzień uciekła z domu. Czasem dramat polega na tym, że nie ma gdzie uciec. Bywa też, że rodzice nie zgłaszają służbom sprawy, bo nie chcą, żeby dziecko przeżywało przesłuchania, badania biegłych, kolejne konfrontacje z sytuacją.

Dlatego wsparcie terapeutyczne dla pokrzywdzonych i ich rodzin powinno być dostępne od ręki na poziomie każdej gminy. Tak, żeby specjalista pomógł nam odnaleźć siłę, żeby sprawę jednak zgłosić.

Tu jest dużo pracy do zrobienia, ale widzę, że świadomość rodziców rośnie, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawców internetowych.

Edukacja seksualna to jedno. W Szwecji od przedszkola uczy się dzieci zasady "Stopp! Min kropp!", która oznacza "stop, moje ciało", czyli po prostu prawa do autonomii.

- To niezwykle ważny trening umiejętności społecznej. Dziecko musi umieć powiedzieć "nie", wyrazić własne zdanie. Mam trzy córki. Mówią: "tata, pukaj do pokoju". Nie trzeba mi powtarzać, bo przecież chodzi o ich intymność.

Mam przed oczami te sceny, gdy dziecko jest zmuszane do tego, żeby dać buziaka wujkowi, którego widzi pierwszy raz w życiu. Dla niego to obca osoba, więc nie chce. Słyszy: "wujek będzie smutny". Ucząc dziecko, że jego ciało nie jest jego, narażamy je na niebezpieczeństwo.

Pan mówi o pocałunkach, a w Polsce wciąż jest wielu obrońców klapsów. Dyskusja wróciła za sprawą Sławomira Mentzena, prezesa Nowej Nadziei, i jego projektu nowelizacji kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, która pozwalałaby rodzicom na stosowanie kar cielesnych, które nie powodują uszczerbku na zdrowiu i nadmiernego cierpienia.

- Znam rodzaje przemocy, gdzie sprawca nawet nie zbliżył się do ofiary. A pokrzywdzony na sam jego widok nie kontroluje odruchów fizjologicznych.

Jeśli moją intencją jest zadanie dziecku bólu lub poniżenia, to oznacza, że przegrywam jako rodzic. Uczę je, że zapanowanie nad drugim człowiekiem jest ok. Samo to słowo "klaps" brzmi infantylnie, by nie wzbudzało w nas negatywnych emocji.

Bohater wspomnianej przez pana książki "Rozmowy z pedofilem" mówił, że już w dzieciństwie wykazywał wiele zachowań, które powinny dać do myślenia rodzicom. Histeryczna - ale daleka od interwencji - reakcja jego matki tylko utwierdziła go w przekonaniu, że zaburzenie musi trzymać w tajemnicy, zamiast szukać pomocy. Używa nawet terminu "samotność pedofilów".

- Bo rodzicom też edukacji seksualnej brakuje. Może myślą, że dziecko z tego wyrośnie, że jest ciekawskie, bo dojrzewa. Od lat mówi się o zapaści psychiatrii dziecięcej, a ceny za prywatną wizytę u psychiatry dziecięcego w Warszawie to nawet 600-700 zł. To niemoralna kwota. Rodzic może czuć się pozostawiony sam sobie.

Mamy jeszcze wiele do zrobienia, ale myślę, że jesteśmy na dobrej drodze. O tych sprawach mówi się coraz więcej.

Co w Polsce dzieje się ze sprawcami czynów pedofilskich, gdy już wyjdą z więzienia?

- Ich zaburzenie w więzieniu magicznie nie znika. Na wolności żaden szerzej znany program pomocy i terapii na nich nie czeka. Nie ma oferty związanej ze środowiskową psychiatrią sądową. To podwyższa ryzyko, że znowu kogoś skrzywdzą. Wskazujemy na to zjawisko w pierwszym raporcie komisji.

Według naszej analizy u istotnej grupy sprawców, u których stwierdzono problemy z funkcjonowaniem psychospołecznym w zakresie seksualności, występują one już w młodości. Dlatego zaangażowaliśmy się w to, co dzieje się w młodzieżowych ośrodkach socjoterapii oraz młodzieżowych ośrodkach wychowawczych.

Są organizacje pozarządowe, które oferują pomoc dla sprawców, którzy mają problem z uzależnianiami, przemocą, ale oferty dla byłych więźniów z oddziałów terapeutycznych nie ma. Są w próżni. Dr Andrzej Depko, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej, mówił nam, że na socjoterapię grupową w Warszawie przyjeżdżają ludzie nawet z Gdańska. Tak bardzo chcą być w terapii, chodzą się pilnować.

Czynów pedofilskich nie wolno nigdy usprawiedliwiać, ale należy się przyjrzeć temu, co jest ich źródłem. Takie działanie jest ważną aktywnością prewencyjną. Gdy dziecko jest już skrzywdzone, przychodzi czas na gaszenie potwornego pożaru, a nie na zapobieganie.

Błażej Kmieciak
Błażej Kmieciak (East News)

Blanka Rogowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Dr hab. Błażej Kmieciak, prof. ucz.: socjolog prawa, pedagog specjalny i bioetyk, przewodniczący Państwowej Komisji ds. Pedofilii, związany z Zakładem Prawa Medycznego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Ma doktorat z socjologii prawa i medycyny. Jest też absolwentem resocjalizacji i podyplomowych studiów w zakresie prawa medycznego i bioetyki. Ukończył Szkołę Praw Człowieka organizowaną przez Helsińską Fundację Praw Człowieka oraz Szkołę Profilaktyki Uzależnień w Warszawie. Odbywał kursy organizowane przez Uniwersytet Harvarda, Uniwersytet Georgetown i Stanford oraz Komitet Praw Dziecka ONZ dotyczące psychiatrii społecznej ochrony praw dziecka oraz przeciwdziałania przemocy wobec dzieci. W przeszłości współpracował z Instytutem na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, gdzie pełnił funkcję dyrektora Centrum Bioetyki.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze